GłównaRejestracjaZaloguj
KOŚCIÓŁ KAT .

PORTAL ANTYKLERYKALNY

Dobra pora doby! Gość | RSS
Menu

Kategorie
Z historii Kościoła [45]
Osiągnięcia i wyczyny Kościoła w Polsce [110]
Kościół kat. na świecie [35]
Religia (dział dla chrześcijan) [34]
Rozmaitości [18]

Translate
EnglishFrenchGermanItalianPortugueseRussianSpanish

Wyszukiwanie

Nowinki
  • 3 X 2015, Polska, Watykan.Coming aut inkwizytora Ksiądz Krzysztof Charamsa, pracujący w Kongregacji doktryny wiary (dawniej Inkwizycja) wyznał publicznie, że jest gejem. Obwinił też Kściół kat. o homofobię. Więcej...

  • Sierpień 2015. Polska Coraz mniej księżyDobra nowina: Systematycznie zmniejsza się w Polsce liczba nowych księży, każdego roku średnio o 9 procent.





  • Czat

    Logowanie


    Toplisty:
    Statystyka

    Jest nas tu: 1
    Gości: 1
    Użytkowników 0

    Idź do Bozi kochaneczku
    Główna » Artykuły » Osiągnięcia i wyczyny Kościoła w Polsce

    Idź do Bozi kochaneczku


    W trosce o zachowanie populacji ministrantów.

    O historii ks. Piotra T. z Dębnicy było głośno. Duchowny alkoholizował się, narkotyzował i kopulował z ministrantami. Szczęście prysło, gdy jeden z chłopców opowiedział rodzicom, jak za namową kapłana usiłował się powiesić na pasku od spodni. Rodzice powiadomili policję o tych niekonwencjonalnych metodach ewangelizacji. Sprawa trafiła do sądu. Ksiądz odpowiadał za wykorzystywanie seksualne ministrantów, gwałty, upijanie, podawanie narkotyków (o sprawie pisała Bożena Dunat w publikacji Głaskanie księdza pedofila "NIE" nr 52/2010).

    W maju 2009 r. ks. Piotr został skazany przez Sąd Okręgowy w Słupsku na 3,5 roku więzienia za to, że w 2006 r.


    wielokrotnie namawiał małoletniego do popełnienia samobójstwa.

    Od wyroku apelował adwokat duszpasterza. Sąd Apelacyjny w Gdańsku przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Stwierdził, że czyn księdza powinien być kwalifikowany jako usiłowanie zabójstwa, a nie namawianie do samobójstwa. Stał też na stanowisku, że o namawianiu do samobójstwa nie może być mowy, jeśli ofiara jest małoletnia lub niepoczytalna. Namawiać do samobójstwa - zgodnie z polskimi regulacjami - można jedynie osobę dojrzałą i w pełni władz umysłowych. Sprawa wróciła do sądu okręgowego, który powołał biegłych. Psychiatrzy i psycholog stwierdzili, że ministrant był uzależniony emocjonalnie od księdza. Z racji małoletniości nie w pełni rozpoznawał swoje czyny. To oznaczało, że nie można było sądzić ks. Piotra za namawianie do samobójstwa. Być może za usiłowanie zabójstwa - spekulował sąd. W związku z tym, że apelację od wyroku złożyła obrona, która nie może działać na szkodę klienta, sąd nie mógł zmienić kwalifikacji przestępstwa na zagrożone dotkliwszą karą. Za namawianie do samobójstwa grozi 5 lat, za usiłowanie zabójstwa - 8. Z tego powodu umorzył sprawę. Ks. Piotr nie trafi do więzienia. Zdaniem prawników takie rozstrzygnięcie jest zadziwiające, ale zgodne z prawem.

    Przed brzozowskim wymiarem sprawiedliwości - na Podkarpaciu, po przeciwnej stronie Polski niż Słupsk - od 4 lat wlecze się sprawa byłego proboszcza z Hłudna sądzonego za psychiczne i fizyczne znęcanie się nad czwórką dzieci i

    doprowadzenie 13-letniego ministranta do samobójstwa.

    Sprawa jest niemal lustrzana do tej z Wybrzeża. Ministrant Bartek* powiesił się 10 dni przed Wigilią w 2007 r. na drzewie koło domu. Siostra Bartka znalazła list napisany 2 dni przed samobójstwem: Pożegnanie. Nienawidzę "łysego" tego pedofila, musiałem to zrobić, ponieważ mówił, że ja go okradłem, ale ja przysięgam na Boga, że tego nie zrobiłem, ale jemu tego nie powiem. To, co napisałem, oddać policji i żeby go zabrali z parafii, bo to pedofil. Nie chcę być gwałcony przez niego. Nie wiem, o jaką smycz mu chodzi. Motywem targnięcia się dziecka na życie było oskarżenie go przez ks. Stanisława, że zwędził mu nieokreśloną kwotę pieniędzy (prawdopodobnie 400 zł), popielniczkę oraz smycz. Ks. Stanisław w ogóle nie był przez dzieciaki w Hłudnie specjalnie lubiany. Ciągnął je za uszy i włosy. Bił po twarzy i dziennikiem po głowie. Zdarzało się, że przy ołtarzu ministrantów kopał w pośladki, stawał im na stopach. Ale nie tylko...

    - Siedziałyśmy z koleżankami na ławce i śpiewałyśmy pieśni. Ksiądz stanął za mną i włożył mi ręce pod sweter. Nie wiem, czy ksiądz bawił się w pedofila, ale to było okropne! Czułam obrzydzenie! Czułam się zbezczeszczona

    - twierdzi uczennica. Po samobójstwie Bartka proboszcza odwołano. Sprzątający parafię wierni odnaleźli za szafką rzekomo ukradzione pieniądze oraz popielniczkę. Ks. Stanisław ewangelizuje teraz w Iwoniczu-Zdroju, skąd posłusznie przyjeżdża mercedesem na każdą rozprawę przed brzozowskim sądem. W wywiadzie dla "Tygodnika Powszechnego" utrzymywał, że jest niewinny: Wioskę diabeł opętał. Nie zdarzyło się przecież nic, o co można by mnie oskarżyć. Owszem, dopominałem się o pieniądze - 480 zł. Popielniczkę i smycz na klucze na pewno Bartek zabrał! Na pewno! Dziewczynka, co skarży się, że proboszcz bił - kłamie. Było tak, że bawili się w szkole w lokomotywę, zarzuciło ją i upadła. Ci, co się skarżą, że miażdżyłem ręce za karę - kłamią. Grali w łapki. Te, co mówią, że wkładałem rękę za koszulę i dalej - kłamią. Raz się zdarzyło, że klepnąłem którąś w plecy, mówiąc, żeby się przesunęła. To nie jest molestowanie. List jest sfałszowany. Pieniądze zostały przez parafian podrzucone, aby mnie skompromitować. Oskarżony ksiądz ze spokojem czeka na wyniki procesu sądowego. Prokuratura już raz dała wiarę jego wyjaśnieniom. Zanim akt oskarżenia trafił do sądu, sprawa była najpierw umorzona. Znając orzeczenie sądu w Słupsku, możemy przyjąć, że ks. Stanisław jest na pewno niewinny, gdyż Bartek był niechybnie młodociany. Już w czwartym roku procesu sądowi udało się uzyskać opinię biegłych w sprawie poczytalności denata. Aby proces był sprawiedliwy, a wyrok niezawisły od opinii publicznej oraz aby nikogo nie gorszyć sprośnościami, opinie biegłych, jak i przebieg rozpraw zostały utajnione.


    Kto w takim razie jest winny?

    Na trop wyjaśnienia naprowadziła nas wypowiedź dyrektora zespołu szkół, do którego uczęszczał ministrant:

    - Pojęcia nie mam, co się stało?! Jaka była przyczyna?! Co doprowadziło do tragedii!? Żadnych sygnałów nie miałem! Rodzice na skargę nie przychodzili. Przede wszystkim winne są media, to one rozdmuchały sprawę. Gdyby nie przeklęte media, wioska szybko by się uspokoiła. Wiadomo, pokrzyczeliby trochę, byłby płacz, oczywiście, ludzie są tylko ludźmi, ale rychło znowu nastałby spokój. Spokój jest najważniejszy. Ruszyliśmy tropem tych intuicyjnych wskazań dyrektora. W 2003 r. Światowa Organizację Zdrowia (WHO) wydała raport "Zapobieganie samobójstwom: Poradnik dla pracowników mediów", w którym ostrzegła dziennikarzy przed skutkami informowania o samobójstwach. Istnieje udowodniony związek pomiędzy nagłośnieniem w mass mediach faktu popełnienia samobójstwa a wzrostem liczby samobójstw. Badania potwierdzające tę korelację przeprowadzono na Uniwersytecie Kalifornijskim. Zjawisko nazwano efektem Wertera, nawiązując do jednej z najsłynniejszych powieści literatury światowej "Cierpienia młodego Wertera" i masowych samobójstw tuż po opublikowaniu książki (w niektórych krajach zakazano jej dystrybucji z tego powodu). Efekt Wertera to przykład działania jednostki zgodnie z regułą społecznego dowodu słuszności - fakt popełnienia samobójstwa jest wystarczającym powodem, aby niektórzy ludzie doszli do wniosku, iż odebranie sobie życia jest właściwą decyzją. Najnowsze badania, na które powołuje się WHO, wykazują, iż zależność ta dotyczy informacji o samobójstwach podawanych w mediach i grupy najbardziej podatnej na naśladowanie, czyli nastolatków podobnych charakterologicznie do samobójcy. W raporcie stwierdzono, że istotnymi czynnikami wpływającymi na powstanie efektu Wertera są podawane publicznie szczegóły dotyczące okoliczności samobójstwa, fotografie, opisy powodów oraz samego aktu odebrania sobie życia, przypisywanie komuś winy oraz ukazywanie samobójstwa w formie atrakcyjnej medialnie sensacji i jako metody rozwiązywania problemów. Musimy wytłumaczyć wam, drodzy ministranci, że w tym artykule nie chodzi o to, żebyście po jego przeczytaniu, gdy katecheta przeleci wam dupę lub spuści się w usta, od razu lecieli się wieszać. Chodzi o to, żeby Sejm Rzeczpospolitej Polskiej zmienił prawo prasowe tak, aby zabraniało mediom pisania o przypadkach samobójstw wywołanych przez księży, jeżeli komukolwiek w tym Sejmie zależy na utrzymaniu populacji ministrantów na wymaganym przez służbę ołtarzowi poziomie. Gazety nie będą pisać - chłopcy przestaną się wieszać. Proste.

    A zatem było tak, że ministrant z Hłudna dowiedział się z mediów o ministrancie z Dębnicy, a potem wziął sznurek i poszedł na wycieczkę do lasu.


    Robert Jaruga
    NIE 12/2011

    * Zob. materia
    ł filmowy w dziale Wideo i filmy

    Kategoria: Osiągnięcia i wyczyny Kościoła w Polsce | Dodane przez: ADM (05.04.2011)
    Wyświetleń: 1198 | Tegi: Piotr T. z Dębnicy, Hłudno, Bartek, pedofilia, ministranci | Ocena: 0.0/0
    Ogółem komentarzy: 0
    Tylko zarejestrowani Użytkownicy mogą komentować materiał
    [ Rejestracja | Login ]
    Prawa autorskie. Jeżeli obecność któregoś z materiałów na tym portalu narusza prawa autorskie, prosimy o kontakt. Materiały, co do których prawa autorskie zostaną udowodnione, będą, w razie wyrażenia takiego życzenia przez posiadacza praw, natychmiast usunięte.


    ***
    O UCoz:uCoz to świetny, znany i ceniony na całym świecie, mający bardzo wysoki pagerank serwer. Daje możliwość korzystania ze swoich usług w wielu językach. Polecamy! :)
    Copyleft Antykler © 2024
    Darmowy hosting uCoz