*
* *
Nie
było mowy o wielkim kryzysie w polskim Kościele także wtedy, gdy arcybiskup
poznański Juliusz Paetz molestował księży i kleryków. Molestowani powiadomili
o tym zwierzchników w 1999 r. Ale dostojnicy kościelni zamietli sprawę pod dywan.
Dwa lata później
czterech zdesperowanych duchownych wystosowało list do delegatów Episkopatu
Polski na synod biskupów w Rzymie. Detalicznie opisano w nim przypadki molestacji,
dodano, że postępowanie Paetza zagraża diecezji. Sprawa wcale nie ruszyła z
kopyta. Przeciwnie – arcybiskup i jego stronnicy przystąpili do kontrataku.
Najpierw odbyło się nadzwyczajne zgromadzenie dziekanów diecezji poznańskiej.
Jego owocem było oświadczenie w obronie Paetza, który – jak napisano – został
oszkalowany przez pewne osoby. Redaktora „Przewodnika Katolickiego”, który odmówił
publikacji tego dokumentu, wywalono na zbity pysk. Dopiero 29 listopada 2001
r. do Poznania przybyła z Watykanu komisja, która wysłuchała argumentów obu
stron i... w eterze zapanowała cisza. Szum zrobił się dopiero po tym, jak w
lutym 2002 r. „Rzeczpospolita” opublikowała artykuł „Grzech w pałacu arcybiskupim”.
Ale był to szum szczególny. Biuro Prasowe Episkopatu Polski wydało komunikat,
w którym stwierdziło, że naciski mediów rodzą pytanie, jakie są intencje autorów
takich poczynań. Kilka dni później w prasie ukazał się list otwarty w obronie
Paetza. Podpisało go 26 osób – biznesmenów, rektorów i artystów. Inicjatorem
epistoły był Jan Kulczyk.
Paetz
zaprzeczał oskarżeniom twierdząc, że te niewybredne, kłamliwe ataki ze strony
kilku osób uruchomiły lawinę oskarżeń i pomówień bez nazwiska, bez imienia i
bez twarzy. I dodał: Zaprzeczam wszystkim faktom podawanym w mediach i jednocześnie
zapewniam Was, że jest to nadinterpretacja moich słów i zachowań. 28 marca złożył
rezygnację uzasadniając ją następująco: Kościół poznański, by żyć i wzrastać,
potrzebuje jedności i pokoju. I dlatego, mając na uwadze dobro tego umiłowanego
kościoła zwróciłem się do Ojca Świętego z prośbą, by zwolnił mnie z duszpasterskich
rządów archidiecezją.
Paetz jest arcybiskupem
seniorem i ma się całkiem dobrze – niedawno koncelebrował mszę z okazji 50.
rocznicy Poznańskiego Czerwca. Działania komisji watykańskiej zakończyły się
niczym, bo stwierdziła ona, że nie da się potwierdzić ani zaprzeczyć zarzutom
stawianym arcybiskupowi. Gdyby sprawą zajęła się prokuratura, arcybiskup mógłby
dostać takie same zarzuty jak Łyżwiński. Może wtedy odtrąbiono by chociaż jakiś
mały kryzysik.
*
* *
Kryzysu w polskim
Kościele nie wywołała również afera salezjańska. Przedsiębiorczy kapłani z Towarzystwa
Salezjańskiego wyłudzili ponad 400 mln z banków. Pożyczki brała na siebie prowadzona
przez salezjanów Fundacja św. Jana Bosko w Lubinie. Zamiast przeznaczać forsę
na szczytne cele statutowe, zakonni inwestowali na giełdach w Polsce i za granicą,
kupowali grunty i kamienice. To jeden wątek. Drugi jest jeszcze bardziej obrzydliwy.
Księża namawiali bowiem swoich parafian, żeby przedstawiali w bankach fałszywe
zaświadczenia o zarobkach i brali na siebie kredyty. Obiecali, że to oni będą
je spłacać, ale danym słowem niespecjalnie się przejęli i zostawili biedne owieczki
na lodzie. Do akcji wkroczył komornik, który z katolików należących do parafii
św. Jana Bosko próbował ściągnąć 16 mln zł. Watykan milczał jak grób.
*
* *
Ojciec
Tadeusz Rydzyk zbierał pieniądze na ratowanie Stoczni Gdańskiej. Forsa nigdy
nie trafiła do kolebki „Solidarności”, a przedsiębiorczy redemptorysta nie rozliczył
się z grubego szmalu, który dali mu naiwni. I co? W 2002 r. po emisji w TV publicznej
filmu pt. „Imperium ojca Rydzyka”, w którym wątek cegiełek na stocznię się pojawił,
Kościół oburzył się, ale głównie na dziennikarzy.
Wyrażam moje ubolewanie, że w cywilizowanym państwie prawa, jakim chce być nasza
Ojczyzna, stosuje się nieetyczne metody w celu zniesławienia konkretnej osoby.
Program ten uwłacza wszelkim zasadom etyki dziennikarskiej. Twórcy programu
i ci, którzy zgodzili się na jego emisję, potwierdzają, że Radio Maryja jest
solą w oku tych, którzy chcieliby losy tego świata układać według swoich egoistycznych
interesów – piał ojciec Zdzisław Klafka, warszawski prowincjał redemptorystów.
Konferencja Episkopatu Polski powołała zespół duszpasterskiej troski o Radio
Maryja i stwierdziła, że nie ma w zwyczaju komentować doniesień prasowych. Rydzyka
wzięli również w obronę świeccy ludzie Kościoła. 34 posłów na Sejm poprzedniej
kadencji – między innymi Roman Giertych, Gabriel Janowski, Jan Łopuszański,
Antoni Macierewicz, Jan Olszewski i Zygmunt Wrzodak – wydało oświadczenie. Film
odbieramy jako świadomie zaplanowaną akcję propagandową wymierzoną w Kościół
katolicki w Polsce oraz prawa ludzi wierzących – skrobnęli parlamentarzyści.
Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny miesięcznika „Więź”, stwierdził, że dokument
stawia pod znakiem zapytania wiarygodność ojca Rydzyka i telewizji publicznej.
Aby udowodnić swą wiarygodność, telewizja publiczna powinna nadać film „Imperium
Jerzego Urbana” – stwierdził.
*
* *
Bez większego
echa pozostały pijackie ekscesy biskupa Andrzeja Śliwińskiego, który w roku
milenijnym wybrał się w podróż do Irkucka, żeby dokonać konsekracji tamtejszego
kościoła. Do celu jednak nie dotarł, bo po drodze zamelinował się w hotelu i
pił. O zmianie planów nikogo jednak nie powiadomił, w związku z czym wszczęto
poszukiwania. Odnaleziono go po czterech dniach. Włos z głowy mu nie spadł.
Dzięki temu w maju 2003 r. mógł swobodnie zasiąść za kółkiem na bani i spowodować
wypadek, w wyniku którego ucierpiała 6-letnia dziewczynka i jej ojciec. Biskup
został skazany na 1,5 roku puchy w zawiasach na 3 lata. Kościół nie wywalił
go jednak na zbitą mordę – Śliwiński elegancko złożył rezygnację z funkcji
biskupich i finito.
Kryzys Kościoła
trwa od dawna i ma charakter permanentny, lecz nie wszystkim opłaca się to zauważać.