Atrakcyjne
turystycznie tereny w pobliżu przyczyniły się do rozwoju agroturystyki. Ludowi
Raszowa do pełni szczęścia brakowało jednego: żeby stojący na końcu wsi, pod
szczytem Wielkiej Kopy, kościół został odrestaurowany i przyciągał turystów.
Średniowieczny kościół jest, mimo niezbyt okazałych gabarytów, jednym z najcenniejszych
zabytków w regionie. Pochodzi z końca XIII wieku i zachował pierwotny układ
wnętrz, ale najcenniejsza jest renesansowa kaplica grobowa Schaffgotschów, w
której znajdują się epitafia członków tego rodu, w tym dwa podwójne nagrobki
tumbowe, czyli umieszczone na wysokich kamiennych cokołach. Takie nagrobki to
ewenement w Europie Środkowej. Schaffgotschowie byli spokrewnieni z Piastami
śląskimi, kumplowali się też z królem Janem III Sobieskim i Marysieńką, a jeden
z nich brał udział w odsieczy wiedeńskiej u boku polskiego króla. Byli więc
prekursorami zjednoczonej Europy. Raszowianie chcieliby, żeby teraz Europa przybywała
do nich i zostawiała tu szmal. Marzył im się więc remont wilgotnego, zapyziałego
kościoła i możliwość podziwiania z kościelnej wieży panoramy gór aż po Czechy.
Na przeszkodzie
realizacji tych planów stanął jeden szczegół: budowla jest własnością Kościoła
kat. Proboszcz dojeżdża tu dwa razy w tygodniu z sąsiednich Pisarzowic. Uproszony
przez lud padre 5 lat temu począł zbierać forsę na remont obiektu. Stwierdził
także, że w celu doglądania postępów prac remontowych musi częściej przyjeżdżać
do wsi, założył więc (zapisywany w zeszycie) obowiązkowy fundusz transportowy.
Każda w Boga wierząca dusza musiała raz w tygodniu odpalać dolę na taksówkę,
która po proboszcza przyjeżdżała z pobliskiej Kamiennej Góry, wiozła wielebne
cztery litery z Pisarzowic do Raszowa, a następnie z powrotem. Po półtora roku
księżulo już śmigał merolem, ale zeszytowego funduszu nie zlikwidował. Nie rozpoczął
też remontu kościoła, za to widziano go w kasynie w Karpaczu. Następnie proboszcz
zniknął. Ponoć przeszedł na zasłużoną emeryturę.
Jego następca
utworzył specjalny fundusz remontowy. Lud miał wpłacać szmal na konto, co powinno
stworzyć kontrolę nad przepływem pieniędzy. Nie stworzyło. Rok temu, gdy proboszcz
odchodził z parafii, remont się nie zaczął, a wpłacany szmal – jak stwierdzili
parafianie – wcięło. Po odejściu padre okazało się też, że zniknął wart 6 tys.
zł zwój miedzianej blachy przeznaczonej na remont sypiącego się dachu świątyni.
Osoby, które wpłacały jednorazowo po kilkaset złociszów, twierdzą, że konto
utworzone w jednym z banków w Legnicy jest puste. Pojawiło się podejrzenie,
że rąsię na szmalu położyła legnicka kuria. Biskup w celu utrzymania swojego
rozbudowanego dworu oraz podtrzymania materialnej strony żywota na tym samym
poziomie nie tylko wyprzedaje ziemię, którą kuria i parafie za darmo dostały
od państwa, ale też doi owieczki wyciągając szmal m.in. poprzez zakładane przez
proboszczów fundusze. Pleban, do którego udało mi się dotrzeć (awansował: jest
dziekanem dekanatu w Kamiennej Górze), twierdzi, że rozliczył się z parafianami
co do złotówki. Oni zaś, nieprzekonani do tej wersji, zawiadomili prokuraturę,
która sprawę olała.
Obecny proboszcz
także zbiera forsę na remont. Tym razem wgląd w bankowe konto mają członkowie
rady parafialnej. Tyle że ksiądz jest nieuchwytny, bo śmiga po kraju, a budynek
plebanii w Pisarzowicach bez jakiejkolwiek tablicy czy wywieszki wygląda jak
opuszczony. Padre zbiera też kasę na pielgrzymkę do Santiago de Compostella
– w ratach po 200 zł. Prace remontowe, które ślamazarnie ruszyły, polegają na
razie na skuciu tynku. Operację tę przeprowadzono także we wnętrzu – bez nadzoru
służb konserwatorskich, być może niszcząc ukryte pod nowszymi warstwami średniowieczne
freski. Przy okazji ucierpiał jeden z leżących na tumbie Schaffgotschów i teraz
wygląda, jak gdyby spadł nań meteoryt. W niszy pod wieżą zamieszkali menele.
Z wnętrza zniknął okazały barokowy ołtarz. Gdzie się znajduje, nie wiadomo.
Poprzedni proboszcz powiedział mi, że nie czuje się kompetentny do wypowiadania
się w tej sprawie, co może oznaczać, iż za tym przedsięwzięciem stoi legnicki
biskup. Wiele wskazuje na to, że na remont kościoła w Raszowie będą się zrzucać
jeszcze wnuki obecnych mieszkańców.
Wybudowane przed
1945 r. kościoły w myśl ustawy o zabytkach i opiece nad zabytkami powinny być
restaurowane zgodnie ze wskazaniami służb konserwatorskich, a wynoszenie z nich
jakichkolwiek elementów wyposażenia bez wiedzy konserwatorów jest łamaniem prawa.
Podobnie jak przeprowadzane samowolnie remonty. Zabytki sakralne są także częścią
narodowego dziedzictwa kulturowego, ale funkcjonariusze Kościoła kat. wypinają
się pod swymi sukienkami na zapisy prawa. Na porządku dziennym są samowolnie
przeprowadzane remonty, a nawet zabieranie całego wyposażenia wnętrz kościołów
i dewastacje. Opisywaliśmy kilkakrotnie przypadki na terenie jednej tylko legnickiej
kurii wyrywania ze ścian wystroju wiejskich świątyń w celu przyozdobienia siedziby
biskupów w Legnicy – dawnego Domu Oficera, gdzie rezydował wcześniej generał
Dubynin. Przedstawialiśmy też sytuacje, gdy księża zabierali z kościołów zabytkowe
obrazy i rzeźby „do renowacji”, a dzieła te nigdy już nie wracały na miejsce.
Zawiadamiane przez wpienionych parafian prokuratury nie wszczynają postępowań
w takich sprawach czekając widocznie na sąd ostateczny. Fakt, że przy okazji
rzekomych remontów dojone są owieczki, także nikogo nie wzrusza. Bóg dał, ksiądz
wziął.
B.G.