Jak świat długi
i szeroki, a trzoda Watykanu liczna, księża i zakonnicy bzykają nieletnich wychowanków,
kleryków i zwykłych wiernych płci obojga. I Kościół z zasady reaguje na te informacje
bez nadmiernych emocji.
1. W Irlandii
pionierem rozrywki był norbertanin Brendan Smyth, który zabawiał się z nieletnimi
z parafii w Belfaście, Dublinie i – gościnnie – w USA, od wstąpienia do zakonu
w 1945 r. do aresztowania w 1994 r. Władze zakonu, jak udowodniono w procesie,
wiedziały o jego hobby od końca lat 40. i przyjęły godną strategię przemieszczania
wielebnego z parafii do parafii, gdy tylko jego aktywność wywoływała nadmierne
poruszenie. Żeby wszakże nie robić mu zbytniej przykrości, nie odsuwano go od
pracy z dziećmi, co zaowocowało rekordowym wynikiem kilkuset molestowanych chłopców.
Smyth miał szczęście – walnął w kalendarz w więzieniu, nie doczekawszy wyroku.
2. Mniej
fartu miał inny irlandzki ksiądz Seán Fortune, który skalał swą duszę śmiertelnym
grzechem samobójstwa zapijając prochy gorzałą na chwilę przed rozpoczęciem procesu,
w którym postawiono mu 66 zarzutów w związku z molestowaniem 29 chłopców w różnych
parafiach diecezji Ferns. Co zabawne, upodobania wyszły na jaw już w seminarium,
ale nie przeszkodziło to w jego wyświęceniu.
Afera zakończyła
karierę biskupa Ferns Brendana Comiskeya, przyniosła też słynny „raport z Ferns”
– sporządzony na polecenie rządu irlandzkiego dokument opisujący ponad 100 przypadków
molestowania dzieci przez 21 księży diecezji Ferns w latach 1962–2002. Szczególnie
ciekawe są fragmenty raportu opisujące reakcje hierarchii. W latach 1960–1980
rządzący diecezją biskup Herlihy traktował gwałcicieli dzieci z całą surowością
przenosząc ich karnie do innych parafii – ale tylko na trochę, żeby zdążyli
przemyśleć swoje postępowanie. Potem wracali do swoich owieczek.
Na początku lat
80. zaznaczył się jednak inny trend: biskup dostrzegł, że pedofilia jest chorobą,
i zaczął wysyłać gwałcicieli dzieci na terapię. Bardzo interesującą inicjatywą
wykazał się też kardynał Desmond Connell, arcybiskup Dublina, który w 1993 r.
pożyczył 30 tys. funtów księdzu Ivanowi Payne’owi. Pieniądze potrzebne były
dobremu pasterzowi na zapłacenie jednej z ofiar molestowania za milczenie i
rezygnację z wniesienia zarzutów. Zmarnowana kasa, nawiasem mówiąc, bo 5 lat
później Payne został skazany za molestowanie 8 innych chłopców w wieku od 11
do 14 lat. Okazji do zabawy dostarczył księdzu Szpital dla Chorych Dzieci pod
wezwaniem Naszej Pani, gdzie był kapelanem. Payne odsiedział 4 lata. Teraz jest
na emeryturze, którą wypłaca mu – jak każdemu emerytowanemu dublińskiemu kapłanowi
– archidiecezja. Pozostaje księdzem, ale odsunięto go od udzielania sakramentów.
W 2002 r. rząd
irlandzki postanowił przyjść Kościołowi z pomocą – i w zamian za 128 mln funtów
w nieruchomościach i papierach wartościowych przejął na siebie roszczenia ofiar
molestowania przez czarnych oceniane na ok. miliarda funtów.
3. Spore
poruszenie seksualna aktywność księży wywołała także w Stanach. Choć pierwsze
afery seksualne z udziałem księży zaczęły wychodzić na jaw w latach 80. – w
1989 r. powstała organizacja SNAP, w luźnym tłumaczeniu „Sieć tych, co przeżyli
molestowanie przez księży”, licząca obecnie ponad 4,5 tys. osób – to dopiero
cykl publikacji „Boston Globe” z początku 2002 r. uświadomił amerykańskim owieczkom
prawdziwy charakter ich pasterzy. Gazeta dorwała wewnętrzny raport kościelny,
który ujawniał zarówno skalę problemu, jak też specyficzne podejście bostońskiego
ordynariusza kardynała Bernarda Francisa Lawa, który otaczał księży pedofilów
iście chrześcijańską miłością bliźniego przenosząc ich z parafii do parafii,
ale nigdy nie za daleko od dzieci.
Jeden z bardziej
znanych przypadków to historia ojca Paula Shanleya, który – jak się później
okazało – był nie tylko czynnym, ale także i dumnym pedofilem, zwolennikiem
Północnoamerykańskiego Zrzeszenia Miłości Mężczyzn i Chłopców, organizacji zmierzającej
do zalegalizowania pedofilii. Działalność kardynała Lawa zainspirowała powstanie
grupy wsparcia o nazwie „Głos Wiernych”, która zaczynała od spotkań w podziemiach
jednego z kościołów w Bostonie, ale dość szybko urosła do 25-tysięcznej organizacji
katolików świeckich domagających się reformy amerykańskiego Kościoła.
Co ciekawe, zbuntowali
się także księża: ponad 50 czarnych podpisało się pod listem do swojego arcybiskupa,
w którym wymawiali mu posłuszeństwo i wzywali do ustąpienia. Law zrezygnował,
a J.P. 2 nagrodził go przyjemną posadką w Watykanie.
Żeby uzbierać
na odszkodowania dla ofiar księżej swawoli, archidiecezja w Bostonie sprzedała
większość terenów wokół swojej imponującej siedziby uniwersytetowi Boston College.
Kilka innych amerykańskich diecezji, uciekając przed kilkudziesięciomilionowymi
pozwami, wystąpiło do sądu o ogłoszenie upadłości.
Nie można wszakże
powiedzieć, że amerykański Kościół kat. nie wyciągnął nauki z tej lekcji. Archidiecezja
nowojorska opracowała i rozesłała wiernym książeczki do kolorowania zatytułowane
„Bądźmy przyjaciółmi, bądźmy bezpieczni, bądźmy katolikami”, z których dzieci
dowiadują się, że nie powinny być same w pokoju z księdzem, a jeśli już, to
drzwi powinny być otwarte albo mieć dużą szybę.
4. Oczywiście
na USA i Irlandii się nie skończyło. Doniesienia o księżach gwałcicielach pojawiają
się w Australii i Brazylii, Kanadzie i Meksyku, na Filipinach, w RPA, w Hongkongu.
Nie inaczej jest w Europie: afery seksualne dotknęły Kościół w Austrii, Belgii,
Wielkiej Brytanii, Francji, Włoszech, Holandii, Chorwacji, Czechach, Słowenii.
I oczywiście w Polsce.
Większość tych
historii wykazuje przygnębiającą monotonię: księża napastujący ministrantów
i uczniów szkół niedzielnych, wychowanków w domach dziecka, pacjentów w szpitalach
dziecięcych – niezmiennie, bez strachu, od dziesięcioleci.
W 2002 r. arcybiskup
Sydney, głowa australijskiego Kościoła George Pell, oskarżony został o zgwałcenie
12-latka na obozie dla katolickiej młodzieży w 1961 r. Oskarżenia ze względu
na upływ czasu nie dało się utrzymać; arcybiskup do dziś piastuje stanowisko
i słynny jest ze stwierdzenia, iż aborcja jest większym złem moralnym niż wykorzystywanie
seksualne młodzieży przez księży.
Wielka przykrość
nie spotkała też członków Bractwa Chrytusowego z sierocińca Mount Cashel na
Nowej Funlandii: w połowie lat 80. władze zaproponowały gwałcicielom, żeby opuścili
wyspę. Niektórzy przenieśli się do katolickiej szkoły w Kolumbii Brytyjskiej.
Także i dziś stosunek
władz świeckich do księży gwałcicieli jest bardzo różny. Tę różnorodność widać
nawet w Europie: od 10-letnich wyroków, jakie załapali dwaj czarni w Belgii,
do raczej łagodnego traktowania, które stało się udziałem księdza Ivana Cucka
z Chorwacji – półtora roku w zawiasach za molestowanie 27 dziewcząt; czy też
księdza Frantiska Merty z Ołomuńca – 2 lata w zawiasach za 20 chłopców.
Oprócz dzieci
księża napastują też dorosłych. Jak nasz ukochany arcybiskup Paetz, który używał
kleryków, czy biskup Franziskus Eisenbach z Mainz, który odprawiał cokolwiek
seksualne egzorcyzmy nad protestantką, bo wydawało jej się, że Bóg do niej przemawia.
Jak wyjaśnił rzecznik diecezji, biskup próbował pomóc kobiecie wypędzić z niej
demony, a także nawrócić ją na katolicyzm.
5. Zachowanie
arcybiskupa Kamińskiego, który oburza się niedyskrecją ojca Mogielskiego na
temat molestowania wychowanków ze Szczecina, czy też komentarz biskupa Pieronka
nie są więc w Kościele niczym nowym. Ale warto zauważyć, że pojawiają się zwiastuny
nowego spojrzenia na problem. Gdy założyciel Legionu Chrystusa Marcial Maciel
Degollado z Meksyku oskarżony został o molestowanie co najmniej 30 chłopców
w czasie kilkudziesięciu lat, watykańska Kongregacja Nauki Wiary pod przywództwem
wtedy jeszcze kardynała Ratzingera zbadała sprawę i zaleciła Degollado rezygnację
z stanowiska oraz poświęcenie reszty swych dni na modlitwę i pokutę. Komunikat
prasowy mówił też, że zakonnik uniknął procesu tylko ze względu na wiek i stan
zdrowia. Być może zatem znakomite samopoczucie biskupów Kamińskiego i Pieronka
jest jednak nieco na wyrost.
Zawsze można mieć
nadzieję.