– Mają państwo
dziecko z in vitro? To nie ma mowy o chrzcinach. Co wy sobie wyobrażacie? No
jak tak można? Ja chrzczę dzieci, ale nie w takich sytuacjach. Ja nie przyjmuję
takich.
– Jakich?
– Problematycznych.
–
Przecież nasze dziecko niczym nie różni się od innych. To naprawdę normalny
człowiek.
– No... nie wiem,
może i normalny, ale ja tego nie wiem! Trudna sprawa. Podzwońcie po innych parafiach,
może powiedzą wam, co z tym zrobić.
Sprawdzamy w Lublinie,
mateczaniku biskupa Życińskiego, który często zabiera głos w różnych sprawach
publicznych. W tamtejszym kościele Niepokalanego Poczęcia mogliśmy mieć nadzieję
na zrozumienie. W końcu niepokalana Maria jest pierwowzorem kobiet decydujących
się na sztuczne zapłodnienie.
– Trzeba było
wcześniej zawiadomić proboszcza, że chcecie zajść w ciążę! Teraz to jest za
późno. Coście zrobili, toście zrobili. Zadzwońcie gdzie indziej.
Obiecaliśmy, że
przed następną ciążą na pewno poprosimy proboszcza o wyrażenie zgody na posiadanie
potomstwa, i ruszyliśmy dalej.
W siedleckim
kościele Świętego Maksymiliana Kolbego pouczono nas, że sami jesteśmy sobie
winni.
– Od charakteru
rodziców zależy, czy dziecko będzie podane do chrztu. W tym wypadku muszę odmówić.
– Zgoda, popełniliśmy
grzech, ale to dziecko nie jest niczemu winne. Chcemy, aby poprzez przyjęcie
sakramentu zostało katolikiem i miało szansę na zbawienie.
– Niestety, to
jest zbyt poważny problem natury moralnej. U nas nie będzie ochrzczone.
Tą samą
śpiewką przywitano nas w toruńskiej parafii Wniebowzięcia Najświętszej Marii
Panny.
– In vitro? Nie,
to nie jest w porządku. Nie można chrzcić takiego dziecka.
– I co my mamy
teraz zrobić?
– A się odwołujcie.
Nie wiem gdzie, do kurii, do biskupa. No... z Bogiem!
Widząc, że szanse
na przychylność księży są marne, próbowaliśmy brać ich na litość. Łamiącym głosem
lamentowaliśmy, że nikt nie chce ochrzcić naszego dziecka. Szukając wszelkimi
sposobami ludzkiego miłosierdzia skontaktowaliśmy się m.in. z konińską parafią
– nomen omen – Miłosierdzia Bożego.
– Mamy problem.
Ksiądz z naszej parafii odmówił udzielenia sakramentu chrztu dziecku, bo żonę
zapłodniłem metodą in vitro. Czy moglibyśmy...
– O nie, nie.
To nie przejdzie. Macie tyle innych kościołów. Szukajcie, może znajdziecie.
– Wszyscy nam
odmawiają!
– No to pogadajcie
jeszcze raz z własnym proboszczem. Jeśli chcecie chrzcić w nie swojej parafii,
to i tak on musi wydać na to zgodę.
– A jeśli nasz
proboszcz zgodzi się, aby chrzest odbył się u was?
– To równie dobrze
może sam to ochrzcić, bo z kolei ja się na to nie zgodzę.
Właśnie
konieczność uzyskania zgody od proboszcza z naszej parafii była najczęściej
pretekstem odmowy udzielenia sakramentu. Istnieje wprawdzie możliwość odwołania
się do kurii, ale księża przyznawali, że w takich przypadkach szanse na pozytywne
rozpatrzenie sprawy są znikome.
Dodzwoniliśmy
się zaledwie do trzech parafii (w Częstochowie, Olsztynie i Opolu), w których
natrafiliśmy na duchownych z ludzką twarzą. Wyśmiewając głupotę zacofanych księży
zapewnili, że jak będzie trzeba, to ochrzczą nasze dziecko wbrew wszystkiemu.
– A na przyszłość
wiedzcie, że takie sprawy zataja się przed proboszczami – pouczali. Nie podamy
ich adresów ani nazw parafii. Inkwizycja czuwa.
*
* *
Żaden zapytany
przez nas ksiądz nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, czym jest zapłodnienie
in vitro.Wszyscy mieli zakodowane, że jest to czyn niemoralny i sprzeczny z
naukami Kościoła. Dzieci tak poczęte są niegodne przyjęcia w poczet członków
Kościoła katolickiego. To zła wiadomość dla tysięcy rodzin katolików czekających
na to, aż Polska dołączy do cywilizowanych krajów europejskich refundujących
leczenie bezpłodności poprzez zabiegi in vitro. Szczególnie dla tych mieszkających
w niewielkich miastach, gdzie wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą, a osobą
najlepiej poinformowaną jest proboszcz. Ta wiadomość brzmi: Kościół nie chce
najbardziej chcianych dzieci.
Niechciane z zapałem
przytula, bo rodzice nie chcieli lub nie umieli zapobiec ciąży.