3 X 2015, Polska, Watykan.Coming aut inkwizytora Ksiądz Krzysztof Charamsa, pracujący w Kongregacji
doktryny wiary (dawniej Inkwizycja) wyznał publicznie, że jest gejem. Obwinił też Kściół kat. o homofobię. Więcej...
Sierpień 2015. Polska Coraz mniej księżyDobra nowina: Systematycznie zmniejsza się w Polsce liczba nowych księży,
każdego roku średnio o 9 procent.
Eucharystia jako najważniejszy akt dramatu mszalnego jest nieustannym „odtwarzaniem tajemnicy krzyża”. W Wielki Czwartek ma nawet swoje święto. Wtedy Jezus miał ustanowić „Najświętszy Sakrament”. To, według Kościoła, rzeczywisty Chrystus, a kto w komunijnym opłatku upatruje tylko Jego symbolu, jest obłożony klątwą.
Tak zwane przeistoczenie, czyli nagła i tajemnicza przemiana chleba i wina w rzeczywiste ciało i krew Chrystusa to kulminacyjny moment każdej mszy. Owa przemiana ma następować po wypowiedzeniu przez kapłana magicznych słów: „To jest bowiem ciało moje”. To jednak dopiero początek absurdu. Dalej następuje ofiarowanie, czyli dosłowne powtórzenie ofiary krzyża (!).
Stwórcy Boga
Jeśli katolik nie wierzy w zejście Chrystusa wprost z nieba na ziemski ołtarz, do opłatka – w celu ponownego złożenia ofiary za ludzi – nie jest już katolikiem. Kościół nie pozostawia żadnych wątpliwości: „Jeśliby ktoś zaprzeczał, że w sakramencie Najświętszej Eucharystii zawiera się prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie Ciało i Krew razem z duszą i bóstwem Pana naszego Jezusa Chrystusa, a więc i cały Chrystus, lecz mówił, że jest w nim tylko, jako w znaku lub figurze lub mocy, niech będzie wyklęty” (uchwała soboru trydenckiego). Ks. W. Granat uzupełnia, że w eucharystii „Bóg-Człowiek znajduje się na tysięcznych miejscach na kuli ziemskiej”. A więc ofiara po tysiąckroć dzień w dzień. I to na rozkaz kapłana. Biskup Alfons Liguori tak poucza duchownych katolickich:
„Sam Bóg posłuszny wypowiedzianym przez kapłanów słowom – HOC EST CORPUS MEUM – zstępuje na ołtarz, przychodzi, gdzie go zawołają – ilekroć go zawołają – oddając się w ich ręce, choćby byli jego nieprzyjaciółmi. Gdy już przyjdzie, pozostaje całkowicie w ich gestii; przesuwają go z miejsca na miejsce, jak im się podoba, mogą też, jeśli sobie życzą, zamknąć go w tabernakulum, zostawić na ołtarzu lub usunąć na zewnątrz kościoła...”.
Chrystus na zawołanie, Chrystus do przesuwania, a w końcu Chrystus... usunięty.
Kapłan równy Bogu, co bez ogródek wyjawił św. Bernard z Sieny: „Moc kapłana jest mocą boskiej osoby, gdyż transsubstancjacja chleba wymaga tyle samo mocy, ile stworzenie świata” (!). Inny katolicki pisarz, H. Convert, poszedł dalej, stwierdzając, że „wielka jest władza kapłana. Język jego tworzy Boga z kawałka chleba. Jest to więcej niż stworzenie świata” (!).
Władza przypisywana kapłanom może tylko zatrwożyć i szokować prawdziwego chrześcijanina. Dziś niewiele osób wierzy, że mocą słów z chleba i wina rodzi się „rzeczywisty i żyjący Chrystus wraz z Bóstwem i człowieczeństwem, ciałem i duszą” (ks. W. Kalinowski). Jednak w komunii świętej teoretycznie nie może wziąć udziału osoba, która nie wierzy w dosłowną obecność swego Zbawiciela w tym, co zjada. Potwierdzeniu dogmatu służy słowo „amen” wypowiadane przed przyjęciem komunii i stanowiące zgodę na stwierdzenie kapłana: „Ciało Chrystusa”. Takim potwierdzeniem dogmatyki katolickiej jest również klękanie przed tabernakulum czy przed obnoszoną w procesji hostią. A przecież Jezus nie mieszka ani w opłatku, ani w budynkach, lecz w sercach ludzi, którzy pozwalają Mu się prowadzić (1 Kor 6. 19; Mt 18. 20). Apostoł Paweł tłumaczył, że Bóg „nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręką ludzką i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował” (Dz 17. 24–25).
Rzeczywistość czy symbol?
Kościół przekonuje, że wypowiedziane przez Jezusa podczas wieczerzy paschalnej słowa: „To jest ciało moje” w odniesieniu do paschalnego chleba i: „To jest krew moja” w odniesieniu do wina – należy rozumieć dosłownie, a nie w sensie metaforycznym. Kontekst oraz inne wypowiedzi Chrystusa wskazują jednak na coś zgoła odmiennego. Słowo „jest” oprócz sensu dosłownego posiada sens przenośny. I tak stosował to słowo Jezus, wielokrotnie nazywając siebie krzewem winnym lub bramą, a Ojca – rolnikiem itd. W podobnym sensie Nowy Testament nazywa kościół Boży „Ciałem Chrystusa”. Nikt, łącznie z teologami katolickimi, nie traktuje tych zwrotów dosłownie. Literalne odczytanie w wieczerniku słów Jezusa wymagałoby od apostołów przyjęcia absurdu, który nie mógłby się obejść bez dodatkowych wyjaśnień. O nich jednak Nowy Testament nie wspomina. Uczniowie byli przyzwyczajeni do metaforycznego sposobu katechezy Jezusa i słowa te były dla nich zrozumiałe na tle biblijnej symboliki. Chleb i wino stanowiły nowotestamentowy symbol ciała i krwi Chrystusa na wzór starotestamentowego baranka paschalnego. Kiedy natomiast Jezus – w rozmowie z Żydami przybyłymi do Kafarnaum – nazwał siebie „chlebem żywym, który zstąpił z nieba” (J 6. 51), swoje ciało „prawdziwym pokarmem”, a krew – „prawdziwym napojem” (w. 55), słuchacze niewiele rozumieli. A już zupełne wzburzenie wywołały słowa: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: jeżeli nie będziecie spożywali ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili krwi jego, nie będziecie mieli życia w sobie” (w. 64). Dlaczego faryzeusze byli oburzeni? Ponieważ, podobnie jak dzisiejszy Kościół, pojmowali słowa Jezusa dosłownie. I to nie pierwszy raz – Nikodem też nie rozumiał słów o nowonarodzeniu, pytając: „Jakżeż może się człowiek narodzić, będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się?” (J 2. 3, 4). I podobnie jak wtedy Nikodemowi, Jezus wyjaśnił Żydom sens swej wypowiedzi: „Duch jest tym, który ożywia; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które do was wypowiedziałem, duchem są i życiem” (J 6. 63). Zatem spożywanie rzeczywistego ciała jest pozbawione jakiegokolwiek znaczenia, a ożywiającym duchem są nauki Jezusa. Jeśli zostaną przyjęte z wiarą i w duchu posłuszeństwa – są w stanie zbawić człowieka.Wieczerza Pańska była więc obrzędem symbolicznym i nie narażała apostołów na „spożywanie” Boga. Oprócz charakteru symbolicznego, wieczerza miała charakter pamiątkowy.
Ofiara czy pamiątka?
Wynika to ze słów Jezusa: „Czyńcie to na moją pamiątkę” (Łk 22. 20). Wieczerza miała przypominać cierpienie i śmierć Chrystusa poniesione dla zbawienia świata, ale nie miała ich powtarzać. A takie właśnie znaczenie – ofiarnicze – nadał tej uroczystości Kościół: „Ostatnia Wieczerza – jak pisze ks. W. Granat – jest ofiarą we właściwym tego słowa znaczeniu”.
Bluźnierczo brzmią słowa ks. F. Spirago:
„Ofiara Mszy św. jest tą samą ofiarą, co ofiara krzyżowa. Nie należy przypuszczać, iż Msza św. jest jedynie obrazem ofiary krzyżowej..., nie jest również jedynie przypomnieniem ofiary krzyżowej (...), lecz jest tą samą ofiarą, jaka na krzyżu została złożona Bogu, przeto ma ona tę samą wartość i tę samą skuteczność” (!). W ten sposób wprowadzono rytuał nieustającego ponawiania mąk Pańskich: „We Mszy św. przelewa się Krew Chrystusa...”. Nieustająco, bo jak pisał ks. Spirago: „Ofiara Mszy św... składana bywa bez przerwy na całej ziemi i to aż do końca świata. Obecnie odprawia się codziennie na kuli ziemskiej około 350 000 Mszy św. i to o każdej godzinie dnia”.
Chrystus „cierpi” więc ustawicznie, mimo że na Golgocie powiedział: „Wykonało się”.
Teolodzy katoliccy usiłują przekonać wiernych, że ofiara mszalna jest bezkrwawa, ale przeczą sobie sami, skoro we mszy pojawia się „cierpienie i śmierć” oraz „przelewa się krew Chrystusa”, a ofiara mszy jest „tą samą ofiarą, co ofiara krzyżowa”. Prawdziwym uczniom Jezusa musi się to wydawać smutne i odrażające. Znają przecież Biblię, która naucza, że „Chrystus ofiarował siebie raz jeden, aby odjąć grzechy wielu” (Hbr 9. 28). „Uczynił to bowiem raz na zawsze, gdy złożył ofiarę samego siebie” (Hbr 7. 27). „Nie potrzebuje też ofiarować sam siebie wielokrotnie (...) objawił się raz jeden pod koniec wieków, by zgładzić grzechy, przynosząc ofiarę z samego siebie” (Hbr 9. 25–26), „złożył za grzechy jedną jedyną ofiarę, a potem zasiadł po prawicy Bożej na wieki” (Hbr 10. 11–14).
Mimo tych jednoznacznych słów, Kościół naucza, że „i sama Msza św. musi być przebłaganiem za grzechy nasze i grzechy całego świata... a jeśliby ktoś powiedział, że ofiara Mszy św. jest tylko ofiarą chwały i dziękczynienia, albo zwyczajną pamiątką ofiary złożonej na krzyżu... niech będzie wyklęty”. A więc wyklęte Słowo Boże! Skoro msza jest ofiarowaniem rzeczywistego Syna Bożego i posiada charakter przebłagalny, to czy potrzebne jest jeszcze spoglądanie na Golgotę? Chrystus po złożeniu siebie na krzyżu zasiadł po prawicy Bożej. Kapłani twierdzą, że Go sprowadzają mocą słów konsekracyjnych na ołtarze świątyń, a On ponawia „w tajemniczy sposób cierpienia i śmierć”. Tymczasem Chrystus mówi: „Jam jest Pierwszy i Ostatni i żywy. Byłem umarły, a oto żyję na wieki wieków”. (Ap 1. 17–18). Żadna ludzka potęga nie jest w stanie ponowić śmierci Zbawiciela, bo „Chrystus powstawszy z martwych więcej nie umiera i śmierć już nad nim nie zapanuje” (Rz 6. 9). Dogmat o przeistoczeniu i ponownej śmierci Chrystusa godzi w istotę zbawienia.
Kiedy wypaczono?
Doktryna mszalna przechodziła długą ewolucję. W okresie apostolskim (I w.) wieczerza była pamiątką i symbolem – znakiem duchowego przyjęcia Jezusa i braterskiej spójni między wiernymi. W II w. u niektórych pisarzy chrześcijańskich pojawiła się koncepcja ofiary. Nie była to jednak ofiara Chrystusa, lecz ofiara samych wiernych o charakterze dziękczynnym. Przekształcenie Wieczerzy Pańskiej w ofiarę krzyża nastąpiło między III a VII w. (tzw. okres ojców kościoła). Zaczęto też składać ofiary za zmarłych – w przekonaniu, że ceremonia eucharystyczna ma charakter przebłagalny. Znacząca stawała się też tendencja do upatrywania w postaciach eucharystycznych autentycznej obecności Chrystusa. Zaakceptowano to w 787 r. na drugim soborze w Nicei. Właściwym twórcą katolickiej nauki o przeistoczeniu był w IX w. mnich benedyktyński, Paschazjusz Ratbertus. Początkowo koncepcję tę zwalczało wielu biskupów i teologów, jednak na soborze laterańskim w 1215 r. ustanowiono dogmat o przeistoczeniu. Dokładnie dwieście lat później
sobór w Konstancji zabronił wiernym picia z kielicha.
Szczegółową regułę mszy opublikowano w 1570 r. Smutne jest to, że tak daleko podryfował Kościół od swego pierwowzoru. Smutne i przerażające, że tak lekceważy samego Boga. Chrześcijanie mieli dawać świadectwo o Jezusie, tymczasem niektórzy – swymi absurdalnymi naukami – ośmieszają Go. Średniowieczny pieśniarz arabski, Averroes napisał: „Wiele podróżowałem po świecie, ale wśród spotykanych ludzi nie znalazłem śmieszniejszych i dziwaczniejszych niż chrześcijanie, którzy pożerają Boga, którego czczą”.
Tylko zarejestrowani Użytkownicy mogą komentować materiał [ Rejestracja | Login ]
Prawa autorskie. Jeżeli obecność któregoś z materiałów na tym
portalu narusza prawa autorskie, prosimy o kontakt.
Materiały, co do których prawa autorskie zostaną udowodnione,
będą, w razie wyrażenia takiego życzenia przez posiadacza praw,
natychmiast usunięte.
O UCoz: uCoz to świetny, znany i ceniony na całym świecie, mający
bardzo wysoki pagerank serwer. Daje możliwość korzystania
ze swoich usług w wielu językach. Polecamy! :)