komentarz redakcyjny
Niech się święci, moi mili, patron wszystkich pedofili!
Hurraaa! Uwielbiany, ubóstwiany w dosłownym sensie tego słowa
papież-polak (celowo małą literą - jest to jeden wyraz będący przykładem
katolickiej nowomowy) został tzw. błogosławionym. Na fetę zjechała kupa
luda z całego świata, w tym liczna reprezentacja polskiej dewoterii:
podobno aż kilkadziesiąt tysięcy. Bo przecież jest się z czego cieszyć!
Polski błogosławiony sprawi po kumotersku w niebiesiech, że wszytkie
polskie problemy znikną, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Należy tylko mieć nadzieję, że Polska dzięki nowemu błogosławionemu nie
stanie się drugą Japonią... Ale najważniejsze, że każdy moher, nie mając
własnych sukcesów, będzie mógł zaleczyć kompleksy i - w swoim
przekonaniu - pochwalić się przed światem, a przede wszystkim przed
samym sobą: oto mój rodak, Polak, został nobilitowany, i to w
przyspieszonym trybie! Małysz już nie pełni ważnej społecznie roli
"dekompleksatora", więc dobrze, że odgrzali Wojtyłę. Tak to wygląda z
moherowej perspektywy, choć sami zainteresowani najpewniej nie zdają
sobie z tego sprawy. Mohery moherami, ale dlaczego kraj przekształcono w jeden wielki
odpustowy tandetny jarmark? I cóż na tych katolickich gusełkach robił
prezydent podobno neutralnego światopoglądowo państwa, reprezentant
całego społeczeństwa? Tzw wyniesienie na ołtarze jest wewnętrzną zabawą
mafii facetów w sukniach i ich wyznawców. To przecież zwykłe towarzystwo
wzajemnej adoracji. Jeszcze pamiętamy, jak JPII wepchnął na wyższy
szczebel niebieskiej katolickiej hierarchii krwawego zbója Stepinaca.
Teraz z kolei jego następca ozdabia aureolą tego samego Wojtyłę. I tak
to się kręci. Ale dlaczegóż bierze w tym żałosnym przedstawieniu udział
prezydent Polski? Argumentowanie, że hokus-pokusy odprawiane są nad
ciałem rodaka, jest jakoś mało przekonujące. To była uroczystość
katolicka, z mszą itp.itd. A Komorowski udał się tam oficjalnie. Jako
prezydent. To z jego strony sygnał: jestem głową katolickego kraju... A
przy okazji warto jeszcze dodać, że Wojtyła całym swoim pontyfikatem
udowodnił, że z chwilą objęcia władzy nad katolicką sektą zapomniał o
swojej polskości (nie mógł wszak postąpić inaczej) i wszystko, co
czynił, służyło dobru Kościoła i tylko jemu.
Ekspresowa beatyfikacja Wojtyły jest moim zdaniem zagrywką ze strony
Kościoła ryzykowną. Miała na celu umocnienie wielce w ostatnim czasie
nadwątlonego autorytetu Watykanu. Jak bowiem uważa francuski historyk,
znawca dziejów katolicyzmu Etienne Fouilloux, beatyfikacja papieży z
zasady "służy umocnieniu samej instytucji i pokazaniu, że ludzie, którzy
nią rządzą, są osobowościami wyjątkowymi". I trudno nie przyznać mu
racji. Za JPII słabnący katolicyzm doświadczył z pozoru czegoś w rodzaju
renesansu, dla przykładu liczba owieczek uległa powiększeniu, ale był
to wzrost ilościowy, nie zaś jakościowy: w krajach wysoko
uprzemysłowionych ludzie tłumnie występowali z Kościoła, wyznawców
przybywało natomiast na trzecioświatowym froncie. I nic dziwnego: tanimi
chwytami nie sposób pozyskać świadomych i światłych wyznawców. W każdym
razie przywódcy kościelni doszli do wniosku, że warto Wojtyłę odkurzyć.
Jednak pontyfikat Jana Pawła II był, mówiąc bardzo delikatnie, kontrowersyjny. Nie miejsce tu na dokładną analizę, wspomnę tylko tuszowanie skandali pedofilskich księży, zażyłe stosunki papieża z Pinochetem, "upieszczanie" Maciela,
konserwatywne stanowisko w kwestiach społeczno-obyczajowych, takich jak
przerywanie ciąży, antykoncepcja, kapłaństwo kobiet, celibat i rozwody
oraz dławienie teologii wyzwolenia. I świat przyjął tę beatyfikację bez
entuzjazmu, czego z resztą należało się spodziewć. Tak więc sądzę, że
beatyfikacja JPII będzie dla Kościoła katolickiego kolejną kompromitacją
i jednym z ostatnich gwoździ do jego trumny. Czego wam i sobie życzę. Szary Wilk maj 2011
"I na tym betonie zbuduję Kościół mój!"
|