3 X 2015, Polska, Watykan.Coming aut inkwizytora Ksiądz Krzysztof Charamsa, pracujący w Kongregacji
doktryny wiary (dawniej Inkwizycja) wyznał publicznie, że jest gejem. Obwinił też Kściół kat. o homofobię. Więcej...
Sierpień 2015. Polska Coraz mniej księżyDobra nowina: Systematycznie zmniejsza się w Polsce liczba nowych księży,
każdego roku średnio o 9 procent.
Za pomocą chłosty i kar pieniężnych wymusza się chodzenie do kościoła! Uczestnicy nabożeństwa biją się po plecach twardymi, rzemiennymi kańczugami, plecy spływają krwią, krew obficie skrapia posadzkę kościelną i siedzących w ławkach ludzi, a widzowie wpadają w ekstazę.
Polska wieku XVII–XVIII, stawiana dotąd za wzór chrześcijańskiej doskonałości, jeśli chodzi o masowość praktyk religijnych i przywiązanie do Kościoła – jest tylko mitem. Ówczesne przekazy historyczne informują, że kler nagminnie skarżył się na swych parafian – ganił ich słabą znajomość chrześcijańskich zasad religijnych oraz nikłą więź między wiernymi a Kościołem. Praktyki katolickie były przez masy plebejskie „odbębniane”, wiara była gorzej niż powierzchowna i mało kto przejmował się groźbami, czyśćcem, piekłem, karami pośmiertnymi czy zapowiedzią klątw. Plebani ze szczególną gorliwością
straszyli staruszków na łożu śmierci mękami, aby ci zapisywali parafiom lub zakonom całe majątki
w zamian za odprawianie mszy gregoriańskich. Majątki te – skonfiskowane przez państwo po II wojnie – kler odebrał sobie obecnie z nawiązką. Nie było również szacunku dla świątyń i ich wyposażenia sakralnego. Kościoły były regularnie okradane, a za dowód tego może posłużyć wyciąg z księgi miejskiej Kalisza, gdzie ksiądz skarży się na swoich parafian: „(...) którzy mi wiele razy kościół okradali, skrzynię złupali i skarbonę, nie przepuszczając i kościelnym rzeczom, kiedy z obrazu Matki Boskiej różne insygnia, to jest korale, pierścienie srebrne skradli, które rzeczy potem poznawano na niewiastach...”.
Zdarzało się, że sprytni hultaje udający proroków, ludzi świętych, wędrowali po wsiach i zbierali od naiwnych datki na Kościół. Potem uciekali, gdzie pieprz rośnie i po pewnym czasie pojawiali się w innym rejonie kraju ze swoją „religijną” misją. Większość parafian nie miała cnót religijnych, nie chodziła do kościoła, a więc nie przysparzała „dutków” klechom. Stąd też księża nadzwyczaj często skarżyli się na wiernych, że nie znają pacierza, nie potrafią wymienić przykazań, nie uczęszczają na nabożeństwa, a u spowiedzi nie byli od lat dziesięciu, dwudziestu.
Bezbożnictwo (spowodowane głównie kościelną obłudą i krytycyzmem wobec kleru) było tak powszechne,
że władze kościelne w porozumieniu ze świeckimi próbowały za pomocą grzywny lub pod karą chłosty wyegzekwować uczęszczanie do kościoła czy przystępowanie do spowiedzi. I w ten sposób uczono płytkiej, demonstracyjnej pobożności bez żadnej głębszej refleksji. Zwraca na to uwagę Schulz w książce „Podróże Inflantczyka z Rygi do Warszawy i po Polsce w latach 1791–1793”, pisząc, że „zarówno włościanie, mieszczanie, niższa szlachta, odbierała religię mechanicznie i w tych właśnie klasach panuje pod pozorem religii «najopłakańsza ciemnota»”.
Już w drugiej połowie XVII wieku rozplenił się w Polsce kult maryjny, który całkowicie przesłonił Boga.
Matka Boska w 1656 roku została ogłoszona Królową Korony Polskiej i od tej pory wznoszono mnóstwo kościołów pod jej wezwaniem, fundowano kaplice, figury i cudowne obrazy. Tych ostatnich było ponad 500, w tym połowa „płakała” rzewnymi łzami nad bezbożnością Polaków. Kościół przystąpił więc do ofensywy i starał się działać na podświadomość wiernych, aby przyciągnąć ich do kościołów. W świątyniach wystawiano na widok publiczny szczątki świętych patronów, kontynuując wczesnośredniowieczny kult relikwii. W Krakowie dominikanie „mieli” nie tylko szczątki z Krzyża Świętego i trzy ciernie z korony Chrystusowej, ale nawet ziemię nasiąkniętą jego... krwią. W okresie późniejszym krakowscy dominikanie doszli chyba do wniosku, że nie jest to wystarczająca ilość „skarbów”, które znajdowały się w ich posiadaniu i jeszcze dorzucili...
mleko z piersi Matki Bożej, którym karmiła maleńkiego Jezusa.
Czczono więc takie relikwie jak... czaszka św. Rozyny w krakowskim kościele Wniebowzięcia czy czaszki śś. Konstantego i Ambrożego w kościele św. Małgorzaty, a na prowincji relikwiami bywały prawdziwe „perełki”: na przykład w Żywcu – kości głowy św. Krzysztofa, goleń św. Krescentego i piszczele św. Wita. Zapobiegliwy kler zadbał również o to, by wśród relikwii znalazła się nawet ziemia z miejsca, gdzie Bogarodzica... zaszła w ciążę (?), czyli z miejsca, w którym Jezus został niepokalanie poczęty!
Kościół starał się uzasadnić swą wielowiekową tradycję nawet poprzez pokazywanie maluczkim... ciał dzieci zabitych przez Heroda.
Niewiarygodne, ale prawdziwe! Odrębną kościelną akcją organizowaną w czasie Wielkiego Postu były procesje tzw. kapników. Nazwa tej ponurej „imprezy” pochodzi od płóciennych szarych kap, którymi nakryci byli uczestnicy procesji. Na czele w cierniowej koronie szedł, dźwigając krzyż, bosy pokutnik uosabiający Chrystusa. Za nim około stu, a czasem i więcej kapników z pochodniami i rzemiennymi (często nawet drucianymi) dyscyplinami w rękach. Widowisku temu przyglądały się tysiące ludzi, a było się czemu przyglądać, bo pokutnicy bili się z całej siły po plecach twardymi, rzemiennymi kańczugami. Niektórzy widzowie popadali w ekstazę, inni – w stany mistyczne, ale większość traktowała to jako rozrywkę. Zbigniew Kuchowicz tak opisuje to makabryczne widowisko: „Sieczono się tak z całych sił około kwadransa, plecy pokutników spływały wkrótce krwią, która obficie broczyła na kapy, posadzkę kościelną, a nawet skrapiała siedzących w ławkach ludzi. Chłostano się z przerwami pięć razy w ciągu nabożeństwa, nic więc dziwnego, że po takiej męczarni ciała kapników porozrywane były do żywego mięsa. Skrwawieni, oblani potem, półomdlali przystępowali do ucałowania krucyfiksu, a wreszcie parami opuszczali kościół”. Kapłan prowadzący nabożeństwo czyścił komżę spryskaną krwią i widowisko było skończone.
Tym bardziej udane, im więcej krwi było na komży.
Żeby podnieść dramaturgię tych makabrycznych ceremonii – organizowano również procesje z udziałem kobiet. Ale w tym przypadku skutek był odwrotny od zamierzonego, gdyż samobiczowanie się kobiet nabierało cech erotycznych. Jędrzej Kitowicz w swym „Opisie obyczajów za panowania Augusta III” pisze, że odsłonięte niewieście ciało, często ponętne i cienka, prześwitująca bielizna „wizerunek miłosny zamiast pokutnego wystawując”. Kościół działał więc na podświadomość wiernych, a urządzając tego typu widowiska o charakterze „religijnym”, świetnie reżyserował zbiorową naiwność wiernych, aby zebrać jeszcze większą kasę. Nie dziwota więc, że wkrótce zaczęły powstawać kapiące złotem świątynie z marmurowymi ołtarzami, fascynujące wiernych swą wielkością i przepychem, a to znowu rozwiązywało sakiewki.
Kościelny etap burzy i naporu minął, ale rozpoczęły się czasy innych metod i równie perfekcyjnego otumaniania wiernych. I tak to trwa do dnia dzisiejszego. Ale księża skarżą się na nas w dalszym ciągu...
Tylko zarejestrowani Użytkownicy mogą komentować materiał [ Rejestracja | Login ]
Prawa autorskie. Jeżeli obecność któregoś z materiałów na tym
portalu narusza prawa autorskie, prosimy o kontakt.
Materiały, co do których prawa autorskie zostaną udowodnione,
będą, w razie wyrażenia takiego życzenia przez posiadacza praw,
natychmiast usunięte.
O UCoz: uCoz to świetny, znany i ceniony na całym świecie, mający
bardzo wysoki pagerank serwer. Daje możliwość korzystania
ze swoich usług w wielu językach. Polecamy! :)