Gdy w
1918 r.
Polska odzyskiwała niepodległość, panowały nastroje postępowe i
laickie. Manifest
lubelskiego Rządu Ludowego Ignacego Daszyńskiego wydany 7 listopada
1918 r.
zapowiadał: wprowadzenie powszechnego, bezpłatnego, świeckiego
nauczania szkolnego.
Zapowiedź tę podtrzymał Jędrzej Moraczewski, szef kolejnego rządu,
utworzonego
już z upoważnienia i na polecenie Józefa Piłsudskiego. Dodał on
ponadto, że
będzie to szkoła dostępna jednako dla wszystkich bez względu na stan
majątkowy.
Pod naciskiem hierarchii kościelnej i stronnictw prawicowych z tych
zapowiedzi
rychło się wycofano. Ustawa o tymczasowym ustroju władz szkolnych z 4
czerwca
1920 r. na okres przejściowy utrzymała w zakresie nauczania religii
stan odziedziczony
po zaborach i wojennej okupacji.
W toku
prac nad
konstytucją w Sejmie Ustawodawczym katolicka hierarchia kościelna
zabiegała
o szkołę wyznaniową, gdzie nie tylko nauczano by religii jako
przedmiotu obowiązkowego,
lecz nauczyciele musieliby być tego samego wyznania, co większość
uczniów. Ostatecznie
ten postulat odrzucono, ale zasada religijnego wychowania w szkole się
ostała.
Według konstytucji z marca 1922 r. religia rzymsko-katolicka zajmuje w
państwie
naczelne stanowisko wśród równouprawnionych wyznań. Na tej podstawie
wprowadzono
obowiązek nauczania religii dzieci i młodzieży do lat 18 w szkołach
utrzymywanych
przez państwo lub samorządy. Obowiązek ten rozciągnięto w praktyce
również na
szkolnictwo prywatne, gdyż uzależniano od tego uznanie równoważności
świadectw,
czyli przyznawanie tzw. praw szkół publicznych. Supremacji Kościoła
rzymskokatolickiego
nad innymi wyznaniami stały na przeszkodzie jedynie zobowiązania
nałożone na
Polskę przez mocarstwa zwycięskie w I wojnie światowej w tzw. małym
traktacie
wersalskim z czerwca 1919 r., który zawierał gwarancje dla mniejszości
narodowych
i poręczał całkowitą wolność wyznawania publicznie i prywatnie każdej
religii.
Polska postanowienia te systematycznie naruszała i usiłowała
całkowicie uchylić.
Po zawarciu konkordatu z Watykanem w lutym 1925 r. zrobiono dalszy
krok w kierunku
klerykalizacji szkolnictwa uniezależniając w praktyce programy
nauczania religii
oraz dobór katechetów i prefektów od władz szkolnych. Ponadto
rozporządzeniem
ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego (WRiOP)
Kazimierza Bartla
z grudnia 1926 r. wprowadzono obowiązkowe oficjalne nabożeństwa na
początku
i przy końcu roku szkolnego, obowiązkowe spowiedzi i komunie
wielkanocne, trzydniowe
rekolekcje na terenie szkół oraz modlitwę przed i po zajęciach. Kropkę
nad i
postawiło Ministerstwo WRiOP już pod rządami konstytucji kwietniowej.
Rozporządzeniem
z 24 marca 1936 r. nakazało korelację nauki przedmiotów świeckich
(historii,
matematyki, fizyki, biologii) z nauką religii rzymsko-katolickiej.
W
Polsce Ludowej do 1952 r. obowiązywały zasady konstytucji marcowej i w
konsekwencji
– z czego dziś sobie mało kto zdaje sprawę – religia pozostawała
obowiązkowym
przedmiotem nauczania ze stopniem na świadectwie. Władze sprzyjały
laicyzacji,
ale początkowo ograniczały się do organizowania wydzielonych i
nielicznych szkół
bez religii w miastach (szkoły TPD). Po 1948 r. bez zmieniania stanu
prawnego
i wbrew niemu zaczęto na szeroką skalę usuwać nauczanie religii ze
szkół pod
pretekstem woli rodziców lub braku odpowiednio kwalifikowanego
katechety. Ten
stan przetrwał do grudnia 1956 r., kiedy to na podstawie porozumienia
między
episkopatem i rządem religia powróciła do szkół podstawowych i
średnich, ale
w charakterze przedmiotu fakultatywnego, nadobowiązkowego. Ustawa o
rozwoju
systemu oświaty i wychowania z 15 lipca 1961 r. ustanowiła nowy
porządek. Szkoła
stała się świecka, a nauczanie religijne zostało przeniesione do
kościelnych
punktów katechetycznych finansowanych częściowo ze środków
publicznych. Sprzeciwiał
się tym zmianom minister oświaty Władysław Bieńkowski, który uważał,
że szkolne
i najlepiej obowiązkowe nauczanie religii lepiej sprzyja laicyzacji
niż nauczanie
dobrowolne i pozaszkolne. Stracił stanowisko. Hierarchia kościelna
natomiast
bez entuzjazmu, ale i bez większego sprzeciwu przyjęła nowe
rozwiązanie. Dawało
ono Kościołowi spore korzyści, uniezależniało nauczanie religijne
organizacyjnie,
pod względem programów i kadry nauczającej, od władz państwowych.
Pewne uprawnienia
w dziedzinie kontroli kuratoria szkolne zachowały, co stwarzało
możliwości szykan
i ustawiczne pole zatargów, zatem od początku lat 70. z tych kontroli
zrezygnowano.
Na wielką skalę rozwinięto budownictwo domów przyparafialnych i
katechetycznych,
zbierano na ten cel znaczne środki. Umocniło to więź społeczności
lokalnych
z Kościołem i wydatnie pomnożyło własność kościelną.
Budynki wtedy
wznoszone,
a dziś wynajmowane wciąż przynoszą niebagatelne dochody. Powrót
do stanu
sprzed „władzy ludowej” rozpoczął się w 1991 r. okólnikiem ministra
edukacji
Henryka Samsonowicza, który przywrócił nauczanie religii w szkołach
podstawowych,
średnich i zawodowych jako przedmiotu nadobowiązkowego, poza normalnym
programem
szkolnym. Sprawy kadrowe i programowe pozostawiono Kościołowi.
Zapowiedziano
dla dzieci wychowywanych laicko wprowadzić lekcje etyki. Do realizacji
tej zapowiedzi
nigdy na serio się nie przykładano. Po zawarciu przez rząd Hanny
Suchockiej
(już w stanie dymisji!) konkordatu z Watykanem nauczanie religii
rozszerzono
nawet na przedszkola, a katechetów wzięto na państwowe uposażenie.
Z chwilą
decyzji
o umieszczeniu stopnia z religii na świadectwie szkolnym przedmiot ten
stanie (stał się - 2010 dop. ADM)
się faktycznie obowiązkowy. Do pełnego powrotu sytuacji sprzed 1939 r.
pozostanie
niewiele: rekolekcje w szkole oraz spowiedź i komunia pod kontrolą
księdza katechety.
Nabożeństwa otwierające i kończące rok szkolny większość szkół już
wprowadziła.
Lada chwila episkopat zażąda uzgodnienia z rzymskokatolicką doktryną
religijną
treści nauczania pozostałych przedmiotów. Historykom będzie nakazane
chwalenie
dobroczynnych skutków wypraw krzyżowych na Bliskim Wschodzie, a Unii
Brzeskiej
w Europie Wschodniej. Biologom zaleci się nauczanie neokreacjonizmu,
czyli wyjaśniania
ewolucji programem boskim. W Stanach Zjednoczonych przeciw takim
pomysłom niektórych
władz stanowych zaprotestowali tamtejsi laureaci Nobla. Ponadto tam z
mocy konstytucji
religii w szkołach publicznych się nie naucza, choć czytanie Starego
Testamentu
bywa praktykowane.
Mateusz Zgryzota