Zakon boromeuszek wyciąga łapy po cudze.
Wyobraźcie
sobie sytuację, że w Szczecinie kilka osób zakłada lożę masońską „Pod
trzema ukoronowanymi kotwicami”. I ogłaszają, że są następcami prawnymi
działającej tu przed wojną niemieckiej loży „Zu dem drei gekrönten
Ankern”. I bardzo proszą władze miasta o wydanie im budynków niegdyś
należących do tej niemieckiej loży, czyli ich własności. Trudne do
wyobrażenia, prawda? Krzyku o rewizjonizmie niemieckim byłoby do
zachłyśnięcia. Senator Dorota Arciszewska, specjalistka od tropienia
niemieckości w Polsce, zapewne padłaby krzyżem przed kancelarią
premiera, Sejmem i Senatem jednocześnie. Arcybiskup
szczecińsko-kamieński Andrzej Dzięga chyba by się w proteście dał
ukrzyżować.
A przecież taką samą sytuację prawną mamy właśnie w
Szczecinie. Tylko nie dotyczy ona masonów, ale kościelnych zakonnic z
Kongregacji Sióstr Miłosierdzia św. Karola Boromeusza z Trzebnicy.
Siostrzyczki,
aby zgodnie z powołaniem móc objąć troską i pomocą bliźnich, którzy
cierpią z powodu braku dóbr materialnych, zdrowia, zrozumienia,
radości, miłości i wiary, wystąpiły w lipcu 2009 r. z wnioskiem o
przejęcie okazałych budynków wraz z parkiem dawnego Szpitala Miejskiego
w samym centrum Szczecina. Bo to „ich” własność. Sprawa w listopadzie
nabrała rumieńców. Siostry dostały dokumentację techniczną budynków.
Woher
kommst du? To już drugie podejście boromeuszek do tematu. Wniosek do
Komisji Majątkowej wysłały pierwszy raz na początku lat 90. I tu –
uwaga! – niespodzianka. Komisja Majątkowa w 1994 r. odmówiła
siostrzyczkom, co w przypadku orzeczeń tej w gruncie rzeczy kościelnej
komisji zdarza się sporadycznie. Co było przyczyną takiej
niełaskawości? Oficjalnie nie wiadomo, jak z wszystkimi sprawami
prowadzonymi przez Komisję Majątkową. Owszem, budynek szpitala w
Szczecinie przed wojną należał do sióstr boromeuszek, ale niemieckich.
Po zakończeniu wojny siedzibę tego zakonu przeniesiono do Niemiec, do
miejscowości Grafschaft. Jeśli więc ktokolwiek miałby upominać się o
budynek w Szczecinie, to one. Takie historyczne qui pro quo…
Polskie
boromeuszki na swojej stronie internetowej piszą, że ich zgromadzenie
na obecnych ziemiach polskich przechodziło wiele zawirowań
historycznych. Te „zawirowania” to pytanie o ciągłość prawną. Dekret z
1946 r. o przejęciu mienia poniemieckiego spowodował, że z mocy prawa
mienie niemieckich zakonnic przeszło na rzecz polskiego skarbu państwa.
Dlatego miasto figuruje w księdze wieczystej jako właściciel
nieruchomości.
Po orzeczeniu Komisji Majątkowej szczeciński szpital
mógł spokojnie działać. Siostry dały znać o sobie jeszcze w 1999 r.,
kiedy udało się im jedynie doprowadzić do tego, że szczecińscy radni
podjęli uchwałę, aby szpital nosił imię Karola Boromeusza, a przed
wejściem postawiono figurę świętego patrona.
Wieviel
kostet das? W grudniu 2007 r. władze miasta po wielu miesiącach
dyskusji i mimo protestów mieszkańców podjęły ostateczną decyzję o
przeniesieniu Szpitala Miejskiego w inne miejsce. Zakładano, że
zabytkowy budynek z parkiem o powierzchni ponad 2 ha zostanie
wystawiony na przetarg i do kasy miasta wpłynie co najmniej
kilkadziesiąt milionów złotych (nieruchomość wyceniana była na 30 mln).
Działka wraz z zabudowaniami znalazła się nawet w ofercie inwestycyjnej
miasta i była prezentowana na największych w Europie targach
nieruchomości w Cannes, gdzie wystawiał się m.in. Szczecin. Nic z tych
planów nie będzie! Zleciały się boromeuszki.
Po likwidacji
szpitala przenosiny chorych i personelu w nowe miejsce trwały
kilkanaście miesięcy. Pierwsze pismo od pełnomocnika boromeuszek
wpłynęło w lipcu 2009 r., jak tylko siostry zwiedziały się, że budynki
szpitala stoją puste. W połowie sierpnia mniszki spotkały się z
prezydentem Krzystkiem na terenie szczecińskiego Domu Księży Emerytów.
Gospodarzem spotkania, aby łatwiej się siostrzyczkom mówiło, a
prezydentowi słuchało, był metropolita szczeciński abepe Andrzej
Dzięga. W ramach robienia dobrej atmosfery Dzięga miesiąc później
zaprosił z kolei do arcybiskupiego pałacu szczecińskich radnych. Nawet
– wcale a wcale się nie brzydząc – tych z SLD.
Od tej pory trwa
kontredans władz Szczecina z prawdziwą władzą, czyli kurią. A z
arcybiskupem Dzięgą żartów nie ma. To jeden z najbardziej zajadłych
przyjaciół ojdyra Rydzyka. Tego samego, który przeraźliwie krzyczy, że
niemieccy właściciele czyhają na zwrot swojej dawnej własności w Polsce
i te pretensje zrujnują nasz kraj.
Es geht ihnen gut… Prezydent Szczecina Piotr Krzystek chciałby siostrom, rzecz jasna, wygodzić, ale trochę się boi.
–
Czy została podjęta już decyzja w sprawie przekazania dawnego Szpitala
Miejskiego w Szczecinie siostrom boromeuszkom? – pytamy w Urzędzie
Miejskim w Szczecinie.
– Nie – odpowiada nam Tomasz Klek, rzecznik
prasowy prezydenta. Ale dodaje: – Powstanie zakładu
opiekuńczo-medycznego jest w interesie społeczeństwa Szczecina.
– Na jakim etapie są rozmowy między miastem a siostrami?
–
Siostry podtrzymują wolę wznowienia działalności leczniczo-opiekuńczej
i prowadzenia domu pomocy społecznej na terenie byłego Szpitala św.
Karola Boromeusza w Szczecinie. Na ostatnim spotkaniu roboczym, które
odbyło się na początku listopada, podjęto kwestię konieczności
doprecyzowania szczegółów związanych z planowaną działalnością,
formami finansowania, harmonogramem rozpoczęcia działalności.
Prezydent miasta po analizie wyżej wymienionych informacji doprowadzi
do następnego spotkania celem określenia dalszych działań. Miasto
udostępniło siostrom dokumentację techniczną obiektu niezbędną do
przygotowania planowanej przez kongregację działalności.
Z
wypowiedzi rzecznika wynika, że sprawy sióstr w Szczecinie mają się
coraz bardziej ku lepszemu. W dodatku w Szczecinie ukonstytuował się
zespół lekarzy, który tworzą wojewódzcy konsultanci do spraw:
neurologii, neurochirurgii, kardiologii, kardiochirurgii i ortopedii
pod kierunkiem związanego z kościołem prof. Seweryna Wiechowskiego (w
latach 1986–1990 był członkiem rady prymasowskiej). Zespół skłania się
do tezy, że oddanie budynku siostrom byłoby zbawienne, bo w Szczecinie
brakuje ok. 200 łóżek do wczesnej rehabilitacji i opieki
długoterminowej.
…ihm aber ziemlich schlecht. Dlaczego prezydent Krzystek trochę się boi? Ma bowiem przechlapane u mieszkańców miasta.
W
październiku 2008 r. za jego namową radni przegłosowali oddanie 5 tys.
mkw. gruntów w centrum miasta stowarzyszeniu związanemu z Opus Dei. Za
darmo. Ziemia jest warta według obliczeń szczecińskich radnych ok. 1,7
mln zł. Od razu wśród niektórych mieszkańców Szczecina rozeszła się
plotka, że Krzystek sam jest członkiem tej kościelnej masonerii i stąd
ta szczodrość. Inna plotka głosi, że to nie on, lecz jego brat. Brat
prezydenta to ksiądz dr Andrzej Krzystek. Jest prodziekanem Wydziału
Teologicznego Uniwersytetu Szczecińskiego, wykładowcą w Wyższym
Seminarium Duchownym w Szczecinie i ważną personą w kurii
szczecińsko-kamieńskiej. Kalkulacje Platformy Obywatelskiej, aby
wystawić w wyborach prezydenckich właśnie Piotra Krzystka, opierały się
m.in. na tym, że ze względu na osobę brata współpraca władzy świeckiej
i duchowej będzie przebiegać w atmosferze wzajemnego zrozumienia.
Ponieważ
Krzystek przed ostatnimi wyborami samorządowymi związany był z PiS, za
„zdradę” i przeflancowanie się do PO, szczecińscy pismeni znaleźli na
niego haka, że gdy był dyrektorem generalnym Urzędu Wojewódzkiego, bez
kolejki dostał mieszkanie komunalne o powierzchni 148 metrów i po roku
korzystnie je wykupił. Sprawa ciągnęła się aż do wyroku sądu w marcu
2009 r., który orzekł, że Krzystek mieszkanie musi oddać. Popularności
mu to nie przysporzyło.
W listopadzie wybuchła kolejna awantura z
prezydentem Szczecina w roli głównej. Krzystek poczuł się urażony
wpisami internautów na swój temat, które pojawiły się na forach
internetowych wydań „Głosu Szczecińskiego”, „Kuriera Szczecińskiego” i
lokalnego wydania „Gazety Wyborczej”. Złożył zawiadomienie do
prokuratury z żądaniem, aby ustaliła i dostarczyła mu nazwiska
obrażaczy. Zrobiła się z tego awantura na cały kraj.
Oddając
szpital zakonnicom z Trzebnicy, Krzystek miałby u mieszkańców Szczecina
jeszcze bardziej przesrane. Na forach internetowych w Szczecinie można
przeczytać: Panie prezydencie, panie wiceprezydencie, panowie radni.
Jak za darmo podarujecie komuś ten atrakcyjny budynek w centrum miasta,
to czeka na was prokurator. Mam nadzieję, że macie tego świadomość. To
najbardziej kulturalna wypowiedź. Bo w Szczecinie wszelkie kombinacje z
czarnymi padają na niepodatny grunt.
Według Instytutu Statystyki
Kościoła katolickiego, który bada co roku w polskich diecezjach tzw.
wskaźnik dominicantes pokazujący, jaki odsetek wiernych – w odniesieniu
do ogólnej liczby zobowiązanych – uczęszcza na niedzielną mszę,
Szczecin jest najbardziej bezbożnym miastem w Polsce.
Pingwiny pod gruszą
Przez
niemal cały rok 2008 trwała walka sióstr boromeuszek z Trzebnicy o
wywalenie z kamienicy „Pod Gruszą” w niedalekich od Szczecina
Międzyzdrojach pracowników Uzdrowiska Świnoujście SA. Siostry pojawiły
się w styczniu z papierem od Komisji Majątkowej, że mają do kamienicy
prawo. Powoływały się na to, że budynek był ich własnością
nieprzerwanie od XIX w. To oczywiście guzik prawda, bo – podobnie jak w
Szczecinie – budynek należał do zakonnic niemieckich, a zmienił
właściciela, podobnie jak wszystko na tych terenach, po przejściu w
drodze na Berlin żołnierzy Armii Czerwonej. Uzdrowisko się
nieoczekiwanie postawiło i siostry nie zostały wpuszczone. Tym razem
czarni sięgnęli bowiem nie po „niczyje”, czyli państwowe albo
samorządowe, ale konkretnie „czyjeś”. Przedsiębiorstwo miało być
komercjalizowane i pracownicy liczyli na 15 proc. akcji, czyli
konkretny szmal. A budynek w Międzyzdrojach – według ówczesnego p.o.
prezesa spółki Uzdrowiska Świnoujście – wart był 2,8 mln zł. Na wolnym
rynku jego wartość oczywiście była większa. Frajerzy! Myśleli, że jak
firma ma wpis do księgi wieczystej, a załoga stanie w drzwiach, to im
coś pomoże. W październiku 2008 r. siostry boromeuszki już były
wewnątrz. Na „swoim”.
Waldemar Kuchanny
NIE 51/2009